Trzeci Maja





OSOBY:
WOJEWODA, (lat 60, strój francuzki).
KSIĘŻNA MARYA, jego córka, wdowa, lat 25.
STANISŁAW KIERDEJ, poseł na sejm, lat 30 (strój polski).
AMBASADOR, lat 50 kilka, (strój francuzki).
DASCH, sekretarz jego, lat 40 (strój francuzki).
HETMAN, lat 40, (strój francuzki).
PANI KASZTELANOWA, lat 30 kilka, elegantka.
KAPITAN ZAPONI, (strój francuzki).
Mieszczanie warszawscy:
KILIŃSKI, majster szewc
MORAWSKI, rzeźnik
DĄBSKI, stolarz
TOMAŃSKI, ślusarz
OBERMANN, krawiec
JENERAŁ KURDWANOWSKI, (mundur wojskowy).
KS.
MARSZAŁEK, (strój francuzki).
ZAJĄCZEK, pułkownik.
SUCHORZEWSKI, poseł (strój polski).
ŻEBRAK, lat 60 kilka.
FELCZER, lat 20 kilka.
SŁUŻĄCY.
CHŁOPAK.
KAMERDYNER Wojewody.
Goście na reducie — tłum ludu — kilku posłów — strój polski.
Rzecz dzieje się w Warszawie, w maju 1791 r.
AKT I.
_Teatr przedstawia obszerny pokój przy sali redutowej w pałacu Radziwiłłowskim. W głębi przez drzwi otwarte widać drugą salę oświeconą rzęsisto, pełną masek i dominów.
Zdala słychać muzykę, która gra poloneza Ogińskiego. Niekiedy maski z sali wbiegają do pokoju, pary wchodzą szepcąc pocichu.
Wprawo przez drzwi otwarte widać salkę, w której stół suknem okryty, gęsto obsiedli gracze faraona. Po za ich krzesłami pełno widzów, stawiających także.
Gra ożywioną, wykrzyki: Parol _— _Mazo. Set _— _lewa i t. p._
Scena I.
_KIERDEJ_,_ w domino narzuconem na ramię, bez maski, wchodzi z sali i ogląda się wkoło. Naprzeciw sceny stoi maska w stroju ŻEBRAKA, o kiju, różaniec u pasa, torba przez plecy, długa broda siwa.
KIERDEJ obejrzawszy się i spostrzegłszy ŻEBRAKA, chce odejść, ten go wstrzymuje._
_ _
ŻEBRAK.
Przezacny panie!
daj grosik jałmużny żebrakowi, dopóki sam o nią jeszcze nie prosisz! Cha! cha!... Znam cię panie Stanisławie Kierdeju, podczaszycu i pośle na sejm!
Wszak tak?
Niedawno przybyć musiałeś do tej kochanej Warszawy? Dobrze robisz, że nie tracąc czasu, bawisz się. Trzeba życia używać, bo go nie na długo stanie... a! niedługo...
pójdzie wesoło ze skrzypkami na tamten świat kochana ojczyzna, pójdzie z vivatami sumienie, z kartami majątek, z długami ziemia... a nareszcie i wstyd z czoła... Tralala!
tralala
(_okręca się)_
tańcując wesoło i kręcąc się wkoło, dostaniemy się do kajdan i więzienia... tam spoczniemy. _Si finis bonus laudabile totum! _Cha! cha!
KIERDEJ.
Gorzkie słowa! ale któż waćpan jesteś, że z niemi występujesz?
ŻEBRAK.
Ja? Polak jestem! łachmanami temi wyprzedziłem tylko innych. Prorocze to łachmany!...
wkrótce je włożycie wszyscy. To przyszły mundur narodowy! Cha! cha! pójdziemy w nim na urągowisko światu po żebraninie, gdy nasze pałace przepijem i folwarki poprzejadamy...
Ale, nie ma co mówić — za to my się i bawili, i hulali, i napili, i najedli po uszy... hop ha! niech sobie dzieci niestrawności dostaną!
_(wskazuje na graczów)_
Patrzajcie, tam przy tym stole jak moskiewskie złotko wesoło brzęczy. Wczoraj się za nie posprzedawali, a dziś je moskalom nazad przegrywają.
_Va banque _sumienie! kto da więcej ? To mi dopiero chwaty, żaden się nie zmarszczy, gdy
duszę djabłu przegra...
Hulaj dusza bez kontusza, szukaj
pana bez żupana i leź w błoto po kolana!!
_(ręką rzuca z pogardą)._
_ _
KIERDEJ.
Nielitościwy człowiecze... kto ty jesteś? co tu robisz!
słowa twoje jak żar mi padają na duszę.
ŻEBRAK.
Kto jestem? żebrak a Polak, to synonymy... Diogenes jestem szukający z latarką uczciwego człowieka w niepoczciwym tłumie... Dajże mi grosz, abym i ja miał co przepić?...
Pospieszyłem się i przepuściłem ojcowiznę, macierzyznę, krwawicę dziadów, majątek dzieci. Albom to ja pierwszy, albo ostatni?
Drudzy ojczyznę ze skóry drą i przepijają, drudzy sumienia licytują: kto da więcej, moskal czy prusak? aby było czem błysnąć — a ja tylko żebrzę...
toć szlachetniejsze rzemiosło!! Żebrak jestem, ani się wstydzę... dajże dukat żebrakowi!
KIERDEJ.
O mój Boże — co za bolesne urągowisko!
ŻEBRAK.
Wy bawicie się wszyscy...
a czemubym ja nie miał się też zabawić? WPan, panie podczaszycu, pośle na sejm, przybyłeś może dopiero wczoraj albo dziś do Warszawy!
a już skoczyłeś w ukrop, i pierwszy krok zamiast do kościoła, na redutę. Otóż to lubię, nie marnujesz czasu...
Co masz jutro jeść, zjedz dziś — a co masz zrobić dziś, odłóż na jutro. To lubię... nieodrodne dziecko z Waćpana.
KIERDEJ
_(chwytając go za rękę)._
Słuchaj! na Boga...
ja tego znieść nie mogę, co ty mi rzucasz w oczy. Nie wiem, kto jesteś, mógłbym pogardzić szyderstwem i zmilczeć — ale nie chcę... Tak jest!
przybyłem zaledwie przed kilką godzinami, to prawda, alem tu biegł nie bawić się, bo mi na sercu nie zabawa, szukam tu znajomych i przyjaciół moich, aby co prędzej dowiedzieć się
co mam czynić. Chwili pono do stracenia nie ma, kto chce Ojczyznie służyć.
ŻEBRAK.
Chcesz się dowiedzieć, co się u nas święci — a no! tom ci wszystko powiedział!
KIERDEJ.
A!
nie! tak źle nie jest, na Boga to co mówisz, było; ale musi być inaczej.
ŻEBRAK.
Cha! cha! myślicie!
Toście snać ze wsi przyjechali, albo ja mam wzrok, co zbyt daleko widzi naprzód?... Tak było, panie pośle, i tak będzie...
kilku poczciwych karki pokręci, łajdaki na kieł wezmą, i wóz na przepaści poniosą. Dajmy pokój, nie ma o czem mówić!
Ale, prawda?


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 Nastepna>>